Strony

29.06.2017

Jak po stracie otworzyć się na nową miłość?
Abbi Waxman, Ogród małych kroków

Muszę to przyznać: ja również padłam ofiarą tej czarującej opowieści! 

Lili to trzydziestoczteroletnia wdowa, matka dwóch dziewczynek i wzięta ilustratorka pracująca w wydawnictwie. Jej ukochany mąż zginął w wypadku samochodowym kilka lat temu, jednak kobieta wciąż nie potrafi poradzić sobie z tą stratą. Na szczęście w zmaganiu z potomstwem, małymi Annabel i Clare, i trudami dnia codziennego pomaga bohaterce siostra, Rachel, zadziorna i wyzwolona bizneswoman. Gdy Lili dostaje zlecenie zilustrowania serii przewodników o warzywach, a wydawnictwo wysyła ją przy okazji na kurs ogrodnictwa, zabiera ze sobą całą swoją wesołą gromadkę. Kogo poznają na zajęciach? Czy kontakt z naturą pomoże im poczuć się lepiej w swojej skórze i znaleźć rozwiązania problemów?

Z reguły ostrożnie podchodzę do powieści, które reklamowane są jako ciepłe, optymistyczne, jednocześnie wzruszające i rozśmieszające do łez. Bo łatwo powiedzieć! Jednak temat utraty bliskiej osoby, żałoby i próby ponownego otwarcia się na świat jest mi bardzo bliski, więc od razu zwrócił moją uwagę (choć oczywiście pełna uroku okładka również odegrała swoją rolę). I co tu dużo mówić - to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Dlaczego?

Po pierwsze, mamy tu galerię świetnie zbudowanych, wiarygodnych postaci. Oprócz głównych bohaterek poznajemy również uczestników kursu ogrodnictwa, którzy stanowią zgrany zespół, mimo że każdy z nich ma za sobą zupełnie inną historię i na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy. Wiadomo, jaki jest przeważnie problem z grupami bohaterów: albo są wszyscy jednakowi, albo zbyt przerysowani, by można było ich odróżnić; albo jest ich za mało, albo zbyt wielu i nie da się ich spamiętać. W Ogrodzie małych kroków dostajemy unikatową paczkę przypadkowych znajomych, którzy od początku mają indywidualny rys, a jednocześnie do końca odkrywamy coś nowego na temat każdego z nich. Zupełnie jak w życiu! (Swego czasu po roku znajomości dowiedziałam się, że znajomy ma na imię zupełnie inaczej niż nazywali go wszyscy wokół. Taki z lekka szok - to jest uczucie, które towarzyszy zgłębianiu historii naszych bohaterów.)

Poza tym dzieci odgrywają w tej powieści ważną rolę. Ich kreacje najlepiej świadczą o wrażliwości Abbi Waxman. To są tacy mali dorośli, od których uczymy się czasem najwięcej. Autorce udało się, wcale nie idealizując macierzyństwa, a wręcz podkreślając trudności wychowawcze, oddać ten wyjątkowy, surrealistyczny klimat dziecięcej wyobraźni.
Dan chciałby, żebyś chodziła na randki, mówili. Gówno prawda. Wiedziałam, że to gówno prawda, bo o tym rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim - to dlatego tak bardzo za nim tęskniłam.
- Jeśli umrę - powiedział kiedyś, całe lata przed narodzinami dzieci - chcę, byś odbyła żałobę jak przykładna wiktoriańska wdowa. - Leżeliśmy w łóżku, w naszej standardowej pozycji: on na plecach, ja owinięta wokół niego niczym pnącze, z głową na jego ramieniu. Czułam się wtedy najbezpieczniej na świecie.
Uśmiechnęłam się z ustami przy jego szyi.
- Czyli siedem lat w czerni i trzy w purpurze z odrobiną bieli, to masz na myśli?
Po głosie poznałam, że się uśmiecha.
- Chyba coś ci się pomyliło z tą purpurą, ale tak, chodzi mi o woalki i całą resztę.
Psychologicznie również ta książka mnie przekonuje. Nie znajdziemy tu sentymentalizmu, patosu, morza łez - to ten moment, gdy żałoba jest już niemal przepracowana i trzeba zrobić ten pierwszy, zawsze najtrudniejszy, krok ku nowemu życiu. Lili wciąż przeżywa wewnętrzne rozterki, wciąż jeszcze zmarły mąż powraca w jej myślach przy okazji drobnych codziennych czynności domowych. Czy to uczciwe wobec niego, a zwłaszcza wobec dzieci, zacząć nową relację? Czy to nie egoistyczne? Trudno odnaleźć się w plątaninie emocji. Tymczasem jednak kurs ogrodniczy prowadzi przystojny i pełen ciepła Edward, wobec którego bohaterce coraz trudniej słuchać zdrowego rozsądku i pozostawać obojętną.

Wątek romantyczny jest niezwykle subtelny i delikatny. Tytuł doskonale pasuje to wychodzenia ze swojej skorupki ku drugiemu człowiekowi. Małymi kroczkami, z przeświadczeniem, że coś się musi zdarzyć, zawsze tak jest, pokonujemy codzienność, zostawiamy stare, oczekujemy czegoś lepszego. Ogród kwitnie, a wokół nawiązują się przyjaźnie i rodzą uczucia, czasem zdarza się coś złego, ale wtedy przychodzimy sobie z pomocą, bo po to jesteśmy - by razem uprawiać tę ziemię. Cały świat jest ogrodem, pisała Frances Hodgson Burnett, ale w tym wypadku wydaje się, że całe nasze życie to ogród. Bardzo, bardzo polecam. :)

2 komentarze:

  1. Muszę, po prostu muszę przeczytać tę powieść! Jestem też oczarowana okładką, która skupia na sobie uwagę :)
    Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:* Na pewno się nie zawiedziesz :)

      Usuń