Strony

3.09.2017

Jak pomóc przeznaczeniu?
Alwyn Hamilton, Buntowniczka z pustyni

Buntowniczka z pustyni, podobnie jak Dwór cierni i róż, to jedna z tych powieści, które ostatnio triumfowały i błyszczały na wielu bookstagramach (ta pierwsza dosłownie ze względu na piękną oprawę dedykowanym sroczkom okładkowym). Stwierdziłam, że chcę je przeczytać, ale... nie zamierzam wydawać pieniędzy na młodzieżówki. Obydwie wygrałam. :) Dziś będzie krótko o debiucie Kanadyjki, z wykształcenia historyka sztuki, Alwyn Hamilton.

Jest to historia o szesnastoletniej Amani, która dorasta w małej mieścinie na samym końcu pustyni i rozpaczliwie próbuje się stamtąd wyrwać. Nie sprzyjają jej ani brak środków na ucieczkę, ani tragiczna przeszłość jej nieżyjących rodziców, ani pozostali krewni, wredna ciotka i wuj, który rozważa wydanie jej za mąż. Jednak dziewczyna od małego trenuje strzelanie, jest w tym świetna, a w przebraniu chłopaka ma szanse wygrać odpowiednią sumę na zawodach strzeleckich i wyjechać. Plan nie do końca się powiedzie, jednak nowo poznany obcokrajowiec, Jim, będzie zwiastunem nowej, niespodziewanej i ekscytującej przygody.

Mam co do tej książki mieszane uczucia...

Jest  w porządku, jednak bez rewelacji, jakich można się było spodziewać. Początki są bardzo udane, wydarzenia są poprowadzone tak, że czujemy ciągłe napięcie. Bardzo ucieszyło mnie, że z taką naturalnością przychodzi autorce zamykać rozdział w kulminacyjnym momencie, co sprawiało, że nie sposób odmówić sobie następnych kilkunastu stron. Jednak po jakimś czasie to wrażenie zaczęło się rozmywać. W pewnym momencie przygodówka zaczyna być przeładowana polityką i wszystko zaczyna się komplikować. Sułtan, książęta, tron, mity i legendy, dżiny, zmiennokształtne istoty, rebelia, wojna, buntownicy, armia sułtana, okupanci... Miałam wrażenie, że jest tego zbyt wiele, ale przede wszystkim jakoś to wszystko niepoukładane, niejasno przedstawione. Dało się to przeskoczyć i w miarę ogarnąć, o co właściwie chodziło autorce, jednak nie było w tym polotu i naturalności. W połowie książki zaczęłam się trochę męczyć.

Okładka tej książki to jedna z jej największych zalet :D
Plusem jest wciąż dobrze prowadzona fabuła, choć z drugiej strony - bardzo szablonowa. Satysfakcjonująca, jednak nic wielkiego. Inną zaletą jest w ogóle osadzenie akcji w świecie przypominającym Daleki Wschód, chociaż można było nadać jeszcze więcej kolorytu. Mam wrażenie, że został tu oddany taki zarys kulturowy nawiązujący do problemów współczesnego świata, jak choćby problem kobiet, a w warstwie scenografii jakieś drobne elementy garderoby, np. często pojawiające się słowo szima jako typ przesłony na twarz. Jednak to zdecydowanie za mało, żeby poczuć piasek pod stopami. Przyznam, że po twórcy z dyplomem historyka sztuki spodziewałam się... więcej plastycznej wyobraźni. :)

Nic mnie tu nie zwaliło z nóg. Żadna z postaci mnie nie uwiodła. Legendarne opowieści przemycone między wydarzeniami nie porywały, niemal przeskakiwałam je wzrokiem z czystym sumieniem, mimo że z miejsca wiadomo, że odegrają rolę w ostatecznych rozwiązaniach. Generalnie gdy próbuję przedstawić zalety tej książki, od razu na myśl przybywa mi kontrargument. Serce straciłam do tej książki głównie przez pozostawiającą wiele do życzenia redakcję, głupie literówki i dziwnie zapisane dialogi, gdzie wypowiedzi jednego bohatera podzielone są na cztery kwestie, a czytelnik niepotrzebnie zachodzi w głowę, co kto mówi. Narrator pierwszoosobowy też trochę niestety komplikuje sprawę, gdy ktoś się wypowiada, a zaraz za jego kwestią, za półpauzą, spotykamy myśli Amani. Może się czepiam, ale nie jest to po prostu mistrzostwo świata. :)

Chociaż w sumie dwie rzeczy się bronią. Po pierwsze okładeczka, choć to kwestia gustu, a po drugie, już w warstwie interpretacji, podoba mi się fakt, że w tej opowieści ładnie zarysowana jest linia przeznaczenia czy też prawo przyciągania. Mocno zdeterminowana bohaterka czegoś bardzo pragnie, a my śledzimy, jak rzeczywistość odpowiada na to pragnienie. Plan nie zawsze zostaje zrealizowany perfekcyjnie, jednak dążymy do celu. Jest w tym pewien zamysł. Stawiam czwórkę z małym plusikiem, jednak nie mam ochoty na drugą część. No, chyba że gdzieś wygram. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz