Mężczyzna w chwili, gdy zostaje sam to wydana pod szyldem
Wydawnictwa Akurat debiutancka powieść drogi Dominika Fórmanowicza. Książka
traktuje o wędrówce Drogą Św. Jakuba, czyli Camino de Santiago, cieszącą się od
kilkudziesięciu lat coraz większą popularnością trasą pielgrzymkową. Autor, jak
dowiadujemy się z krótkiej notki na okładce, sam dwukrotnie przeszedł opisywaną
drogę do świątyni Santiago de Compostela. Fakt ten sprawia, że niemal
automatycznie pojawiają się pewne oczekiwania w stosunku do tekstu. Czy
dostaniemy wierny zapis osiemsetkilometrowej drogi, odnajdując na kartach
książki kolejno nazwy miejscowości lub realistycznie oddane warunki
pielgrzymowania? Jak wypadną postacie drugoplanowe i epizodyczne, które
niewątpliwie nieraz przewiną się przez fabułę? Czy Autorowi uda się zobrazować
różnorodność tłumu na szlaku św. Jakuba? Czy droga, a zatem chwila, w której
tytułowy mężczyzna zostanie sam, w jakiś sposób go odmieni? A także – ze
względu na miejsce akcji – czy mamy do czynienia z książką religijną?
Mijał kolejnych ludzi, uśmiechając się i rzucając serdeczne „buen camino”. Wszyscy wypowiadali te słowa z radością. Pielgrzymi nie życzyli sobie szybkiego dotarcia do celu, dobrej pogody czy mnóstwa wrażeń. Życzyli sobie dobrej drogi i przez to każdy mógł rozumieć to, co chciał. Dla każdego dobra droga oznaczała co innego, bo każdy czego innego szukał. Dlatego „buon camino” oznaczało „znajdź to, czego szukasz”.
Z początku nie znamy celu podróży, ale mamy świadomość
konieczności jej odbycia. Bohater szuka żółtych strzałek wyznaczających
kierunek drogi, a jednocześnie wypatruje drogowskazów w innych ludziach.
Wędruje ciałem i umysłem. Nie jest to jednak, jak by się można było spodziewać,
pielgrzymka z czystych, religijnych pobudek. Jego obserwacja innych ludzi i nawiązywane
relacje nie pozostawiają nam wątpliwości, że nasz bohater to mężczyzna z krwi i
kości. Jednocześnie jednak jawi nam się jako wrażliwy człowiek, który ma w
życiu wiele do uporządkowania.
Spoglądanie w niebo dawało mu dziwny rodzaj nadziei – nadziei, że wszechświat niczego od niego nie oczekuje. […] Zagubienie znikało. Dokładnie wiedział, gdzie jest, i choć perspektywa mogła wydawać się abstrakcyjna, to właśnie ona była prawdziwa i kosmicznie słuszna. Znajdował się na trzeciej planecie od Słońca, a nie w Nawarze czy w Hiszpanii. To było proste, pewne i wystarczało, żeby go ukoić. Całe zamieszanie, hałas i emocje, struktura własnego życia, każdego życia, znikały w chłodzie i ciemności, w zimnym spokoju wirujących obiektów. Każda planeta, każdy księżyc i całe galaktyki płynęły po swoich trajektoriach w niewzruszonej ciszy. Lubił myśl, że nie ma w jego życiu, nie ma na całej planecie niczego istotnego na tyle, żeby wzruszyć, zachwiać tę równowagę. Że można tylko się uśmiechnąć i może nawet przez chwilę – i na chwilę jedynie – dostrzec, że historia naszych błędów i zmagań to nie żadna historia, że to zwykła przeszłość.
Jest coś niezwykłego w lekturze tej książki. Może dlatego,
że jest świetnie napisana i bardziej ogląda się tę podróż niż czyta. Można by
śledzić akcję powieści, trzymając w drugiej ręce mapę i zakreślając trasę.
Każdy kolejny rozdział jest jak multimedialna pocztówka, słychać głosy
przemawiające różnymi językami, wyraźnie czuć zapachy, upalne hiszpańskie
temperatury, piekące odciski na stopach czy bliskość drugiej osoby. Plastyczny
język powieści namacalnie oddaje bogactwo doznań pielgrzyma. Droga nie jest anonimowa,
a poznani ludzie wędrują z nami – choć na dystans. Nie są to postacie tak
wielowymiarowe, lecz każda z nich dzięki charakterystycznym rysom nie pozostaje
płaska. Przepustką do towarzystwa bywa dla bohatera jego ukulele, na którym
grywa podczas pobytów w schroniskach, na nieraz szalonych, międzynarodowych
integracjach czy odpoczywając w cieniu na placach miasteczek. Być może właśnie
w zamiłowaniu do muzyki i literatury tkwi źródło jego wrażliwości, której
świadkami jesteśmy przeważnie, gdy bohater wędruje samotnie. To kontakty z
innymi ukazują nam jednak przemianę bohatera, który z czasem zaczyna rozumieć,
czego pragnie i sięgać po to z determinacją. Mozolna droga uczy go pokory i
pozwala osiągnąć spokój.
To jedna z tych książek, dzięki którym nie wychodząc z domu,
odbywamy daleką podróż, a do rzeczywistości powracamy mądrzejsi o naukę na
czyichś błędach. Książka odstawiana na półkę po zaznaczeniu cytatów, do których
zamierzamy kiedyś wrócić. Polecam bez wahania – i mężczyznom, i kobietom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz