21.01.2017

Jak znaleźć sens życia?
Hermann Hesse, Siddhartha. Poemat indyjski

W ciemno zamawiałam egzemplarz Siddharthy Hermanna Hessego z uczelnianej biblioteki. Bez czytania literaturoznawczych analiz, jakichkolwiek recenzji, a nawet krótkich, streszczających fabułę opisów. Stwierdziłam, że do wielkiej literatury muszę podejść jak do prawdziwego życia, a nie jak do egzaminu.

Wydawnictwo Poznańskie
Rok wydania:1988
Stron: 124
 Tymczasem owa wielka literatura przyszła do mnie w formie niezbyt okazałego, pomarszczonego egzemplarza nie pierwszej już młodości. Niecałe sto dwadzieścia cztery strony opowieści sprzed niemal wieku. Jak jednak nazwać miłość od pierwszego wejrzenia względem książki? Miłością od pierwszego czytania? Od pierwszych zdań? Opowieść napisana jest bowiem pięknym, plastycznym językiem, zaskakująco współczesna, uniwersalna.
Znużenie oplatało go jak woal, jak delikatna mgła, wolno, z każdym dniem gęstsza, z każdym miesiącem mniej przejrzysta, z każdym rokiem cięższa. Jak nowy ubiór z czasem starzeje się, z czasem traci kolor, plami się marszczy, strzępi u skrajów i tu i ówdzie ukazuje przetarte miejsca, tak zestarzało się nowe życia Siddharthy [...].

 Rzecz dzieje się w V w. p.n.e. w Indiach. Tytułowy Siddhartha jest młodym synem bramina, którego codzienność upływa na studiowaniu świętych tekstów i kulcie bogów, a w przyszłości zastąpić ma ojca. Bohater jest lubiany, jego nieprzeciętna inteligencja budzi podziw i szacunek innych, a jednak w głębi duszy czuje pustkę i beznadzieję. Z tego powodu młodzieniec decyduje się przystać do samanów, wędrownych ascetów, potem na swej drodze spotyka Buddę, w którego nauce znajduje błąd, nieścisłość, wędruje dalej, pogrąża się w hedonistycznych rozrywkach, wkrótce także się bogaci, szukając wciąż tego, czego nie da się nauczyć ani nawet wysłowić - mądrości.

Ten drobny spoiler nie ujmuje nic z lektury. Czytałam zachłannie, polując na myśli, które miałyby żywe odniesienie do mojego własnego życia i do samego końca czytałam z równie natężoną uwagą, gdyż otrzymywałam aż nadto. Na stu stronach zmieściło się cała życiowa droga Siddharthy i całe spektrum emocji. Książka naszpikowana jest filozofią wschodu, a jednak precyzja ujęcia i jasny styl opowiadania sprawiają, że czyta się Siddharthę jak najlepszy kryminał. Poszukiwanie drogi prawdy zamienia się w poszukiwanie siebie, odkrywanie swojego ja, później zaś odkrywanie innych i całego świata, w którym wszystkie byty sprzężone są ze sobą w jedność i tak samo warte szacunku i miłości. Do zrozumienia tego prowadzi jednak długa droga. Co zatem z szukaniem sensu życia?
Kiedy ktoś szuka - rzekł Siddhartha - wówczas łatwo może się zdarzyć, że oczy jego widzą już tylko to, czego szukają, że nie jest w stanie niczego znaleźć, nic do siebie dopuścić, bo myśli tylko o tym, czego szuka, bo ma przed sobą cel, bo jest opętany myślą o celu. Wszak szukać znaczy mieć cel. Zaś znajdować, to być wolnym, być otwartym, nie mieć żadnego celu.
Powyższy cytat to chyba najważniejsza dla mnie nauka wyniesiona z tej lektury. Czasem warto zanurzyć się w nurcie życia, by później zanurzyć się w kontemplacji, wsłuchać w przemawiający świat. Można by pewnie napisać wiele ksiąg o tej krótkiej książeczce, ale ona sama, jak się zdaje, subtelnie przed tym przestrzega (i nieco umywa ręce). Niech to będzie puentą:
Słowa wyrządzają krzywdę tajemnemu sensowi, gdy się coś wypowiada na głos, wszystko się od razu trochę zmienia, robi się trochę fałszywe, trochę głupawe - zresztą to też jest dobre, to też mi się podoba, z tym też się całkowicie godzę, że coś, co dla jednego jest skarbem i mądrością, dla drugiego trąci zawsze głupotą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz