24.05.2017

Dlaczego literatura kobieca mnie dołuje?
Federico Moccia, Jesteś moją obsesją

Rozważamy różne scenariusze, wygłupiamy się jak za czasów studenckich, opracowujemy ewentualną strategię na stworzenie stałego związku z Emily: udawana obojętność, beztroska, wypad na weekend niespodziankę przynajmniej po czwartym bzykanku, generalnie wysublimowana gra między udawaniem zainteresowania tylko seksem i od czasu do czasu również czymś więcej.
Po najnowszą powieść Federico Moccii sięgnęłam z ciekawości, w czym zaczytują się rzesze Włoszek i nie tylko. Bestseller Trzy metry nad niebem to tytuł znany chyba wszystkim fankom literatury kobiecej. Naprawdę rzadko zdarza mi się sięgać po tego typu lektury, więc muszę już na wstępie zaznaczyć, że miałam stanowczo za wysokie oczekiwania względem tej książeczki, co jednak nie przeszkodziło mi przeczytać jej za jednym zamachem w ciągu dwóch godzin. Niecałe dwieście stron, duży font - nie wyobrażam sobie czytać tego dłużej.


Historia jest następująca: Giovanni to uznany autor romantycznych powieści i szczęśliwy mąż, a od pewnego czasu również ojciec dwuletniej dziewczynki. Ma dobrych przyjaciół, grono fanek, stały porządek dnia, pomysły na nowe książki – słowem, jest spełnionym człowiekiem w kwiecie wieku. Pewnego dnia jednak w tę spokojną narrację wkrada się nowy, zaskakujący wątek: Luna. Tajemnicza kobieta odzywa się do niego przez Facebooka. Jej profil niewiele zdradza, a wysyłane wiadomości są enigmatyczne – wydaje się, że dziewczyna wie o Giovannim więcej niż przeciętna fanka, wyczuwa jego nastroje i w niedługim czasie opanowuje jego myśli. Bywa zadziorna, zabawna, śmiała, ale głęboko skrywa tęsknotę za miłością. W niedługim czasie osoba przedstawiająca się jako Luna staje się obsesją Giovanniego.

Ta książka potwierdza znane stereotypy o tym, że Włosi to urodzeni podrywacze i flirciarze, którzy potrafią oczarować niemal każdą kobietę. Pomaga im w tym wrodzona inteligencja emocjonalna, a główny bohater – trudno oprzeć się wrażeniu, że to w pewnym sensie alter ego samego autora – jest świetnym na to dowodem. Cała ta sytuacja z Luną sprawia, że Giovanni robi sobie mały rachunek sumienia, zastanawiając się, czy czasem nie jest tak, że mógł kiedyś, oczywiście nieświadomie, zajść za skórę jakiejś kobiecie, która teraz się na nim mści. Zanim się ożenił i ustabilizował, miał bowiem kilka przygód, podczas których dokładnie wiedział, jak rozegrać karty, by zdobyć to, czego akurat pragnął. Był tajemniczy, pewny siebie, romantyczny – no, ideał!

Mimo wszystko, to znaczy mimo powierzchownie zarysowanych charakterów postaci, oklepanych wątków i przewidywalnego przebiegu zdarzeń, nie można odmówić autorowi lekkiego pióra i dużej wrażliwości, bez której nie sposób pisać o sprawach damsko-męskich tak, by stworzyć bestseller (chooociaż...). Moccia frapująco przedstawia wewnętrzne rozterki mężczyzny, który zostaje poddany ciężkiej próbie wierności. Jego małżeństwo jest bardzo udane, z żoną łączy go wyjątkowa więź, a jednak ten dobrobyt nie powstrzymuje go od rozważenia skoku w bok. To pokazuje, jak słaba jest kondycja naszych związków uczuciowych, nawet tych, wydawałoby się, idealnych, zbudowanych nie tylko na namiętności, ale i najzwyczajniej w świecie na przyjaźni. Jest to też przykry dowód na to, jak niewiele znaczą słowa, którymi się posługujemy, które bierzemy na serio, a które są tylko grą:
Chciałbym powiedzieć jej, że wiele różnych rzeczy pisałem kobietom, by pozwolić im marzyć, by wywołać ich uśmiech, by poczuły się kochane, ale nigdy tak nie myślałem… Ale po chwili uświadamiam sobie, że tak nie myślę, że to nieprawda, te słowa często były gdzieś zasłyszane, pisałem je, bo wydawały mi się szczere, prawdziwe, moje, nie tylko po to, by zrobić wrażenie na kobietach. Kochałem te słowa i kobiety, do których były skierowane, może kochałem je jedynie na swój sposób, który im nie wystarczał, ale kochałem.
Jesteś moją obsesją to stosunkowo relaksujące, niezbyt głębokie kobiece czytadło na wieczór. Przeczytajcie, by wiedzieć, jak to wszystko się skończy (albo przeczytajcie do połowy w Empiku - w połowie można się już z powodzeniem domyślić końca). Social media niosą obok wielu możliwości równie wiele pokus, którym niestałemu człowiekowi XXI wieku trudno się oprzeć. Wydaje mi się, że zbyt poważnie potraktowałam tę opowiastkę, jednak jak by nie patrzeć - jest to jakiś obraz tego, jacy dziś jesteśmy, czego chcemy od życia i czego oczekujemy od innych.

Na pocieszenie znajdziemy w tej opowieści też namiastkę włoskiego klimatu, dużo romantyzmu, trochę wina, makaronu, sosu pomidorowego i innych pyszności - jednak to wszystko podane naprawdę bardzo symbolicznie. Spodziewałam się więcej włoskości u włoskiego autora... To moja pierwsza i ostatnia książka Moccii. ;)

***
Recenzja powstała we współpracy z portalem moznaprzeczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz